Dom

To coś, co mam w sobie. Gdziekolwiek jestem, przyozdabiam przestrzeń swoim wnętrzem. Rozprzestrzeniam tam swoją energię i przyjmuję tę, która już jest. Mieszają się one i scalają, tworząc unikalny zestaw. Miks wszystkich minionych dłoni, włosów i kubków.

Śpię w czyimś łóżku, jem z czyjegoś talerza, siedzę w czyimś fotelu. Wyobrażam sobie, kim byli ludzie, którzy szurali tu kapciami. O której wracali i co robili, zanim położyli się spać. Jakie mieli sny. Czasami znajduję ich ślady pod łóżkami, w szufladach, w szafach pachnących środkiem na mole. Po mnie pewnie też coś zostaje. Stracone odpadki egzystencji.

Jestem miejską nomadką migrującą po każdej życiowej zmianie. Nim zdążę osiąść, życie pcha mnie w nowe, inne, obce. Zawsze potrzeba trochę czasu, żeby przywyknąć. A najbardziej fascynuje mnie to, że każde miejsce czuć inaczej. W każdym mam ochotę robić inne rzeczy i przeżywać inne przygody.

Nie mam stałego miejsca w życiu. To pierwsze opuściłam świadomie. Każde kolejne jest tymczasowe. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła powiedzieć, że coś mam na stałe. W końcu jedyną stałą jest zmiana.

Tworzę więc miejsce, w którym mogę zwinąć się w kłębek, odpocząć, popłakać, pokrzyczeć i zachwycić się życiem. Zgromadzić to, co najważniejsze i niezbędne do przeżycia. To miejsce jest we mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *