Krótka notka o miłości do siebie

Co to w ogóle znaczy – kochać siebie?

Może mówić sobie same miłe rzeczy. Może uwielbiać swój charakter albo swój wygląd. Może starać się być coraz lepszą osobą. Albo może tak zwyczajnie nie wsadzać sobie kija w szprychy.

Miłość jest migotliwa i wielowymiarowa. Mam poczucie, że dla każdego znaczy indywidualnie, przybiera maski, ubiera się w różne kolory i chowa za emocjami.

Nie wiem, czy kiedyś siebie kochałam, ale wiem, że na pewno nie lubiłam. Lubiłam za to tworzyć listy swoich wad, żeby się „naprawiać”. Lubiłam mówić sobie przykre rzeczy i łamać sobie tym serce. Lubiłam wymagać od siebie tak wiele, że nie byłam w stanie temu sprostać.

Z wiekiem odkrywam różne warstwy. Teraz miłość do siebie jest dla mnie o tym, że wybaczam sobie, gdy czasem sobie dowalam. I o tym, że po serii wyrzutów do siebie przychodzi mi do głowy kojący głos: „Jesteś okej”. Zauważam w sobie części, które się wzajemnie nie lubią. Nie chcę, żeby na siebie naskakiwały – wolałabym je wszystkie objąć zrozumieniem i czułością, jak rodzic swoje dzieci. I raz po raz ćwiczę takie bycie ze sobą, które daje akceptację dla tych części, które wydają się „nie takie”.

Doświadczam, jak to jest być dla siebie rodzicem czułym, ale stanowczym. Nie surowym ani nie pobłażliwym, jak dotychczas. Wiem, że właśnie tego teraz potrzebuję: dać sobie czułość i zrozumienie, owinąć się w pluszowym kokonie samoakceptacji, żeby w końcu poczuć się bezpiecznie na jakimś pierwotnym poziomie, u samego rdzenia.

Jedna odpowiedź do „Krótka notka o miłości do siebie”

  1. Awatar Iorweth
    Iorweth

    Komentarz dla zasięgów 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *