Stłukłam kubek, gdy próbowałam naprawić relację z przyjacielem. Wiem, ironia. Zamiast naprawić, zepsułam. Kubek leciał, a ja widziałam w slow motion, jak roztrzaskują się te wszystkie wspomnienia. Ja wiem, kubek to tylko przedmiot. Mniej ważny od relacji, prawda? Niby tak. Ale tutaj było inaczej. Bartek kochał wszystkie swoje kubki miłością sentymentalną i drobiazgową. Miały swoje stałe miejsce i stałe przeznaczenie. Każdy niósł inną historię. Ten był o jego mamie.
Na twarzy Bartka wykwitły czerwone plamy, jak zawsze, gdy się wściekał, ale nie chciał wybuchnąć. Oczywiście przeprosiłam go od razu. Kilkakrotnie. Jedyne, co powiedział przez zaciśnięte zęby, to: „Wyjdź”.
Wyszłam. Całkiem przestał się do mnie odzywać, a dowód mojej nowej zbrodni leżał w kuchni, starannie pozbierany do miseczki. Patrząc na niego, wpadłam na pomysł. Musiałam przeprowadzić mój sekretny projekt dyskretnie, by nie zauważył zniknięcia zwłok. Poczytałam trochę w necie i zabrałam się do pracy. Efekt był zadowalający. Postarałam się, żeby wszystkie najważniejsze elementy były widoczne – napis „moja pszczółka”, wyblakły już i pęknięty w dwóch miejscach, i stadko rysunkowych pszczół.
Swoje dzieło zaniosłam mu do pokoju i postawiłam na biurku. W przezroczystym pudełku odłamki kubka tworzyły mozaikę, a podpis brzmiał: „Na pamiątkę momentu, gdy próbując wejść na stół, żeby uratować przyjaźń, Tośka stłukła najważniejszy kubek Bartka”.
Kiedy wrócił do domu, przyszedł do mojego pokoju i mnie przytulił:
– Nadal jesteś jędzą, ale… kocham cię.
Dodaj komentarz